czwartek, 13 stycznia 2011

To idzie starość

Jacek Żakowski namówił na gorzki rachunek sumienia Jerzego Skolimowskiego. Tylu zawodowych porażek i upadków nie zanotował chyba żaden polski reżyser. Ale też żaden nie wykonał na początku kariery efektownego skoku na główkę do pustego basenu. Warto przeczytać.

Którejś nocy wracałem do domu. Zima, śnieg. Samochód wpada w poślizg. Ledwie się utrzymuję na drodze. Na skraju przepaści. Spojrzałem i zrozumiałem, że jestem dwa kilometry od Szyman. Tą drogą musiały jeździć konwoje z lotniska do Starych Kiejkut. Jakiś samochód mógł spaść do tej przepaści. Jeden z więźniów mógł uciec. Facet w kajdankach i w pomarańczowym drelichu pierwszy raz widzi śnieg. I brnie przez ten śnieg. Wracam do domu. Idę spać. O piątej budzę się z absolutną pewnością, że mam cały film w głowie. Piszę od piątej do siódmej. Mam siedem stron. I to jest dokładnie ten film. „Essential Killing”, scena po scenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz