środa, 2 marca 2011

Łabędzi śpiew

Spieszmy się czytać "Przekrój" online bo, jeśli wierzyć plotkom, niebawem całość serwisu przekroj.pl znajdzie się za paywallem i dostęp do artykułów będą mieli jedynie abonenci.

Dziennikarz tygodnika sięgnął po bardzo ciekawy temat: upadek przemysłu muzycznego jaki znamy. Przeczytaj i odpowiedz szczerze na pytanie: ile płyt CD kupiłeś/kupiłaś w ostatnim roku.

W przeciwieństwie do rówieśników z Zachodu polski młodociany meloman nigdy nie zmagał się z dylematem ściągnąć czy kupić. Ani piractwo, ani streaming nie zagrażają u nas sprzedaży plików muzycznych, bo ta nigdy się nie rozwinęła. Ten szczebel ewolucji przemysłu muzycznego prawdopodobnie ominie nasz kraj. Starsi kupują wciąż płyty kompaktowe, młodzi nie kupują ich w ogóle. I nie chodzi wyłącznie o polską mentalność, która zabrania płacić za coś dostępnego za darmo.

czwartek, 24 lutego 2011

Słodkie życie

Jest rok 2006, Muammar Kaddafi, świeżo upieczony sojusznik USA w walce z terroryzmem, napawa się pochwałami, których nie szczędzą mu przywódcy państw zachodnich. Życie pułkownika jest piękne, a na horyzoncie nie widać nawet chmurki. Reporter „New Yorkera” jest na miejscu i przygląda się państwu, na czele którego stoi syn niepiśmiennego beduina.

Libya is about the size of Germany, France, Italy, and Spain, combined, but its population, just under six million, is roughly the same as Denmark’s. Oil revenues make Libya, per capita, one of the wealthiest countries in Africa, and yet malnutrition and anemia are among its most prevalent health problems. It is an Islamic country where alcohol is illegal and most married women wear the hijab; it is a secular country where women are legally allowed to wear bikinis and Qaddafi is protected by a phalanx of gun-toting female bodyguards. The head of the Libyan Publishers’ League says that the books most often requested in his store are the Koran and Bill Clinton’s “My Life.”

wtorek, 22 lutego 2011

Zmierzch bogów

Co właściwie wydarzyło się w Egipcie i Tunezji? „Businessweek” oferuje bardzo ciekawą analizę zjawiska, które przetacza się przez Bliski Wschód. To gniew młodych i wykształconych ludzi, którzy odpłacają reżimom za to, że te nie potrafią zapewnić im pracy i stworzyć warunków do rozwoju. Tekst „Businessweeka” jest bardzo ciekawy i przypomina, że podstawą dobrego artykułu jest wiedza, którą zdobędzie dziennikarz.

Dla kontrastu, reporter „Dużego Formatu” również chciał uchwycić ducha czasów, ale darował sobie analizę zjawiska, przy którym jesień ludów z 1989 roku to pestka i postawił na emocje. Zupełnie niepotrzebnie. Doceniamy wysiłek, ale tak pisać wolno było tylko Ryszardowi Kapuścińskiemu.

A demographic bulge is contributing to the tensions in North Africa and the Middle East, where people aged 15-29 make up the largest share of the population ever, according to multiple demographic sources. The Egyptian pyramid that matters now is the one representing the population's age structure—wide at the young bottom, narrow at the old top. Fifteen- to 29-year-olds account for 34 percent of the population in Iran, 30 percent in Jordan, and 29 percent in Egypt and Morocco. (The U.S. figure is 21 percent.) That share will shrink because the baby boom of two decades ago was followed by a baby bust. For now, though, it's corrosive.

czwartek, 17 lutego 2011

Bez przebaczenia

Rolling Stone, który niedawno przyłożył rękę do wyrzucenia z armii jednego z najważniejszych generałów US Army, znowu wali po oczach. „Dlaczego cwaniaki z Wall Street nie siedzą w pudle?” – pyta tym razem prowokacyjnie amerykański tygodnik.


Nobody goes to jail. This is the mantra of the financial-crisis era, one that saw virtually every major bank and financial company on Wall Street embroiled in obscene criminal scandals that impoverished millions and collectively destroyed hundreds of billions, in fact, trillions of dollars of the world's wealth — and nobody went to jail. Nobody, that is, except Bernie Madoff, a flamboyant and pathological celebrity con artist, whose victims happened to be other rich and famous people.

poniedziałek, 14 lutego 2011

Wierni inaczej

Najpierw warto obejrzeć ten film (bardzo zdecydowanie doradzamy wybór opcji fullscreen, efekt gwarantowany):

TheChapel. A short film. (HDR timelapse) from Patryk Kizny on Vimeo.

by zachwycić się niezwykłym pięknem zdewastowanej ewangelickiej świątyni w Żeliszowie na Dolnym Śląsku.

Potem należy przeczytać ten reportaż o mieszkańcach Żeliszowa, dla których bezcenny zabytek, prawdopodobnie dzieło Carla Langhansa, twórcy berlińskiej Bramy Brandenburskiej, to od lat źródło darmowego drewna na opał i idealne miejsce do konsumpcji taniego wina.

niedziela, 13 lutego 2011

Przypadek

Czesław Mozil w "Przekroju" w dziecięcym zadziwieniu kontempluje galaktyczny sukces, który stał się jego udziałem w Polsce. Jak tu nie lubić tego człowieka?

Gdy miałem 10, może 11 lat, wybierałem dowolny numer z książki telefonicznej i kiedy ktoś podnosił słuchawkę, bez słowa zaczynałem mu grać swoje pioseneczki. Czasami natychmiast się rozłączali, ale bywało, że trafiałem na jakąś starszą panią, która słuchała przez 10 minut, a potem dziękowała. „Ale ładne” – mówiła. W końcu jakoś mnie namierzyli, rodzice zostali wezwani do szkoły i nauczycielki poskarżyły, że wydzwaniam do ludzi. Musiałem z tym skończyć.

piątek, 11 lutego 2011

Brudna forsa

Amerykański kwartalnik "Good", a w nim zajmujący profil Ericha Spangenberga. Na dźwięk jego nazwiska prezesi największych amerykańskich korporacji zwijają się w pozycji embrionalnej i szlochają jak przedszkolaki skonfrontowane z kubkiem gorącego mleka z "kożuchem". Dlaczego? Erich to tzw. Patent Troll, przedsiębiorca, który żyje z kupowania patentów a następnie pozywania firm, które rzekomo naruszają jego prawa. Jest to robota niewdzięczna, niedoceniana przez społeczeństwo, ale grunt że da się na tym nieźle zarobić.

Most companies, when they're sued by patent trolls, will settle out of court for undisclosed amounts. Others will fight back, as Hyundai recently did against a suit by Spangenberg, but the law is not often on their side. Hyundai lost to the tune of $34 million, which should give you an idea of the amount Spangenberg rakes in every year from lawsuit settlements.

czwartek, 10 lutego 2011

Kino Polska

Jeśli dzisiaj czwartek, to czytamy felieton Krzysztofa Vargi. Palce lizać, jak zwykle zresztą.

Czułem, wiedziałem to, wszystkie znaki na plakatach i w trailerach mówiły, że "Och, Karol 2" będzie doznaniem przykrym, za którego obejrzenie jeszcze trzeba zapłacić, ale poszedłem, z pełną świadomością, co mnie czeka. Poszedłem i w pewnym sensie nie zawiodłem się, mogę nawet powiedzieć, że moje oczekiwania zostały spełnione w całości, ten film jest doskonałą tępą kolorową pustką, mimo wszystko wolałbym, żeby to była pustka czarna jak listopadowa noc, tymczasem jest to pustka jak w kalejdoskopie, w krzykliwych kolorach głupotę i brednię widać jeszcze wyraźniej.

środa, 9 lutego 2011

Mowa tronowa

Zachwytom nad filmem „Jak zostać królem” nie ma końca. I słusznie, bo to świetne kino, z pozoru łatwe w konsumpcji i rozrywkowe, ale jednak oferujące rozrywkę na poziomie, który dla twórców filmów w rodzaju tego czy tego (co robi w obu produkcjach Jan Frycz? No tak, zarabia) nigdy nie będzie dostępny.

Idąc tropem filmu, Adam Szostkiewicz w „Polityce” przypomina w jak trudnym okresie brytyjski tron obejmował Jerzy VI, jąkający się król, który przed mikrofonem pocił się jak student na egzaminie poprawkowym.

Jerzy jest zaprzeczeniem führera w roli wielkiego komunikatora. Ale odkrywa, dzięki logopedzie, własny sposób. Do tego trzeba przełamać bariery klasowe – jakże brytyjski temat. Logopeda, a w istocie psychoterapeuta, jest dla Jerzego początkowo nikim. Nie dość, że niskiego pochodzenia, to jeszcze obywatel Australii, kraju, do którego kiedyś Anglia zsyłała buntowników i przestępców. Nic to, że zna na pamięć Szekspira i miłością do niego zaraża syna. Ważne, że nie jest i nigdy nie będzie społecznie równy monarsze i elicie.

wtorek, 8 lutego 2011

Żywe trupy

Grzegorz Lindenberg, człowiek który dwie dekady temu współtworzył nowoczesną polską prasę, teraz z zimnym sercem wykuwa jej nagrobek. Jego diagnozy, opublikowane przez "Newsweek" są brutalne, spieszmy się czytać dzienniki i tygodniki, bo ich kres jest bliski! Jeśli wierzyć Lindenbergowi, za trzy lata polski rynek mediów czeka hekatomba, a rolę tygodników opinii z konieczności przejmą takie publikacje jak "Życie na gorąco" czy "Chwila dla ciebie".


Na perspektywę upadku prasy drukowanej entuzjaści internetowi mówią: nic nie szkodzi, bo gazety uwolnione od kosztów papieru i finansowane z reklam czytelnicy będą mogli czytać za darmo w internecie. Jest to niestety kompletna bzdura, a mówiąc bardziej elegancko – pobożne życzenia. „Gazeta Wyborcza” czy „Newsweek” w internecie, bez zaplecza w postaci wydania papierowego, nie mają szans istnienia. Wystarczy policzyć.

Żelazna dziewczynka

Jesteśmy już po spotkaniu Trójkąta Weimarskiego w Warszawie. Możemy odetchnąć - prezydent Komorowski nie uraczył gości z Niemiec i Francji anegdotami z polowań ani nie zaserwował żadnego dowcipu o relacjach męsko-damskich. Możemy więc, w ramach refleksji, przywołać niedawny tekst (niestety, krótki) Adama Krzemińskiego z "Polityki" i zastanowić się kim jest Angela Merkel, kanclerz RFN, kobieta która od ponad dekady rozdaje karty w niemieckiej polityce i uznawana jest za najpotężniejszą polityczkę (sorry, nie mogliśmy się powstrzymać) globu.



Najpotężniejsza kobieta świata – tak Angelę Merkel ocenia amerykański magazyn „Forbes” – bez problemów potrafi być za, a nawet przeciw. Jednego dnia uchodzi za opokę Unii, a drugiego za niemiecką egoistkę, która odmawia solidarności ze słabymi i rozbija euro. Wiosną 2005 r. jako kandydat CDU na kanclerza głosiła program neoliberalny. Ale już jesienią niepopularne reformy poprzednika spowolniała. W czasie konferencji klimatycznej nagle zmieniła zdanie, by nie naruszać niemieckich (i polskich) interesów.

piątek, 4 lutego 2011

Rozmowy bez słów

W kinach film „Ludzie Boga” o trapistach z klasztoru w górach Algierii, zamordowanych przez islamistów/wojsko w 1996 roku. A w „Dużym formacie” niezwykły wywiad z ojcem Michałem Zioło, mnichem, który znał ofiary ataku i tylko szczęśliwy traf (lub wyrok Boski) chciał, że w owych feralnych dniach, gdy mnichów porwano i rozstrzelano, był w Polsce, a nie w Algierii.

W Tibhirine miałem odbyć mój drugi nowicjat. Wcześniej przez 15 lat byłem w zakonie dominikanów. Żeby dostać się do Tibhirine, musiałem porozmawiać z tamtejszym przeorem, ojcem Christianem. Wyznaczył mi spotkanie w Maroku. Poznałem tam także ojca Brunona. Obaj są bohaterami filmu, obaj zginęli. Po spotkaniu musiałem wrócić do Polski po algierską wizę. W tym czasie porwano mnichów.

środa, 2 lutego 2011

Zew krwi

"Wysokie Obcasy" obnażają gwałtowną męską naturę. O przyczynach i roli agresji w społeczeństwach pierwotnych, średniowiecznych i współczesnych opowiada prof. Bogusław Pawłowski, antropolog z Uniwersytetu Wrocławskiego.

Przemoc leży w naszej naturze. Pojawia się już u dzieci, które nie skończyły roku. Niekupowanie chłopcom plastikowych czołgów i zachęcanie ich, by bawili się pluszowymi misiami, nic tu nie pomoże.


Agresja to po prostu jeden ze sposobów na wywalczenie sobie wysokiej pozycji społecznej przekładającej się na dostęp do różnych pożądanych zasobów. Bo przecież jest kilka spraw, o które warto walczyć - jedzenie, bezpieczne schronienie, terytorium, a w przypadku mężczyzn także o kobiety - czyli w ostateczności o przekazanie swoich genów. Pod tym względem tzw. dobre wychowanie to kompletna utopia.

niedziela, 30 stycznia 2011

Azjatyckie zombi

Konserwatywny amerykański dwumiesięcznik "The National Interest" zaprasza na wycieczkę po Pakistanie, mocarstwie atomowym i regionalnej potędze w Azji, kuriozum, które można określić mianem państwa jedynie przez grzeczność. Miło jest pomyśleć, że są jeszcze na świecie kraje, przy których Polska wydaje się poukładana jak werki szwajcarskiej manufaktury zegarkowej Vacheron Constantin.

There is perhaps no other political-military elite in the world whose aspirations for great-power regional status, whose desire to overextend and outmatch itself with meager resources, so outstrips reality as that of Pakistan. If it did not have such dire consequences for 170 million Pakistanis and nearly 2 billion people living in South Asia, this magical thinking would be amusing.

czwartek, 27 stycznia 2011

Inny świat

Vadim Makarenko z Gazety Wyborczej zabiera nas na wycieczkę w przedziwny świat rosyjskiego internetu, w którym wszystko postawione jest na głowie. Dowód? Proszę bardzo: Yandex, rosyjska wyszukiwarka, której szef jest bohaterem materiału Makarenki, deklasuje na rosyjskim rynku i Google'a, i Binga. To nie koniec: Rosjanie w ogóle najchętniej wybierają swojskie serwisy internetowe takie jak choćby mail.ru (email) czy spolecznosciowe Odnoklassniki.ru. W Polsce, kraju w którym rządzi niepodzielnie niebawem będzie rządził  Facebook, a ludzie kochają swoje konta na Gmailu, blogi na Blogspocie i klipy w Youtubie, trudno sobie wyobrazić, że można do tego stopnia zamknąć się we własnym internetowym getcie.

W Rosji nie więcej niż 10 proc. ludności zna języki obce. Nie dlatego, że ludzie są dzicy, oni po prostu nie potrzebują informacji w innym języku niż rosyjski. Mają szeroką ofertę, i to nie tylko w internecie, podobnie jak Amerykanie czy Anglicy, którzy również w swojej masie nie błyszczą znajomością języków obcych. A do tego mamy doświadczone i silne firmy lokalne, które od lat oferują sprawdzone technologie. Przecież algorytm wyszukiwania Yandeksu jest starszy niż Google'a. Jako technologia zaczynaliśmy na przełomie lat 80. i 90., a jako witryna w sieci jesteśmy obecni od 1997 r. Google w tym czasie raczkował.

wtorek, 25 stycznia 2011

Pan od muzyki

Marcin Masecki, pianista uznawany za równego talentem Lesławowi Możdżerowi, lecz mniej hołdującego bożkom marketingu, rozmawia z Bartkiem Chacińskim z "Polityki".

Masecki, cudowne dziecko polskiej pianistyki, absolwent słynnego Berklee College of Music w Bostonie, podejście do muzyki ma niebanalne: w Carnegie Hall grać nie chce, zamiast wozić ze sobą Steinwaya, postanowił jeździć z niewielkim pianinem, a do tego uparł się, by "Sztukę fugi" Bacha nagrać nie w formacie Super Audio CD, jak miliard innych muzyków, ale na monofonicznym dyktafonie. Hochsztapler czy wizjoner?

Uruchamiamy dyskusję, której nie ma w świecie muzyki klasycznej. Nagranie zawsze ma brzmieć tak, żebyś zamykając oczy mógł się poczuć jak na koncercie. Innej filozofii nie ma. A w każdej produkcji muzyki popowej, nawet tej najbardziej masowej, operuje się technikami nagraniowymi – zwrotka z pogłosem, na refrenach przester, gitara z delayem, a fortepian we wstępie puszczony przez megafon. To są typowe ruchy. W klasyce nie ma na to szans. Dlaczego?

poniedziałek, 24 stycznia 2011

Pieniądz nie zasypia nigdy

Świetny (i długi - cudownie!) tekst z Vanity Fair o finansowym monstrum zwanym Goldman Sachs. To jedyny z wielkich banków inwestycyjnych, który względnie dobrze poradził sobie w zawierusze globalnego kryzysu finansowego.

Artykuł, choć był pisany w burzliwym okresie (początek 2010 roku), unika piętnowania i ślepej krytyki instytucji finansowych, które inwestowały nierozsądnie, a teraz chętnie sięgają po pomoc federalną. To raczej podszyta fascynacją opowieść o banku, w którym kalkulatory księgowych chodzą równo jak diesle na niemieckich U-bootach, a traderzy mają skrupułów mniej niż dzieci-żołnierze z Sierra Leone.

Despite the public financial statements Goldman files every quarter, no outsider can tell how the firm really makes its money. You cannot see into “the black box” of the trading empire. Blankfein says that only about 10 percent of Goldman’s profits come from purely proprietary trades, but there is no way any outsider can confirm that independently. And, anyway, what’s in the black box is always changing, so the numbers are relevant only in the current moment. “Goldman changes the doughnut machine all the time,” says independent analyst Meredith Whitney. “It’s never the same doughnut".

piątek, 21 stycznia 2011

Teoria rewolucji

Malcolm Gladwell, słynny kanadyjski gaduła, człowiek z fryzurą na widok której Jaga Hupało otwiera sobie żyły tępymi fryzjerskimi nożyczkami, wziął na warsztat Facebooka i Twittera. Small Change to próba wytłumaczenia entuzjastom zjawiska social media, że serwisy społecznościowe nie zmienią świata i nie dadzą nigdy początku żadnej akcji społecznej, która mogłaby z sukcesem walczyć z dyktaturą dyskryminacją czy złym prawem. Dowód? Słynna "twitterowa rewolucja" w Iranie, która okazała się wymysłem amerykańskich mediów. Irańczycy protestujący przeciw fałszerstwom w czasie wyborów w 2009 roku nie używali Twittera, by organizować się przeciw władzy. To leniwi amerykańscy dziennikarze korzystali z wpisów użytkowników Twittera komentujących zamieszki w Iranie biorąc je za głos irańskiej opozycji, mimo że były pisane po angielsku, a nie w farsi.

Twórcy Twittera bardzo się obruszyli na tekst Gladwella. Ale chyba ich gniew jest bezpodstawny. Twitter pozostanie genialnym narzędziem dla celebrytów, serwisem który przedefiniował pojęcie public relations. Rewolucje nadal będą wybuchały w prawdziwym świecie, a nie w wirtualnym.


The platforms of social media are built around weak ties. Twitter is a way of following (or being followed by) people you may never have met. Facebook is a tool for efficiently managing your acquaintances, for keeping up with the people you would not otherwise be able to stay in touch with. That’s why you can have a thousand “friends” on Facebook, as you never could in real life.
This is in many ways a wonderful thing. There is strength in weak ties, as the sociologist Mark Granovetter has observed. Our acquaintances—not our friends—are our greatest source of new ideas and information. The Internet lets us exploit the power of these kinds of distant connections with marvellous efficiency. It’s terrific at the diffusion of innovation, interdisciplinary collaboration, seamlessly matching up buyers and sellers, and the logistical functions of the dating world. But weak ties seldom lead to high-risk activism.

BTW: Co takiego ma w sobie Malcolm Gladwell, że gdy publikuje tekst w New Yorkerze, linkuje go do Facebooka ponad trzydzieści tysięcy ludzi?

środa, 19 stycznia 2011

Słońce Peru

Artur Domosławski przypomina w tygodniku "Polityka" historię Mario Vargasa Llosy, inteligenta który umyślił sobie, że zostanie prezydentem Peru. Oczywiście nic z tego nie wyszło, bo nie mogło.

Z naiwnością dziecka Vargas Llosa nagle odkrył, że polityka to nie szlachetne ideały. „Rzeczywista polityka polega prawie wyłącznie na manewrach, intrygach, konspirowaniu, na układach, paranojach, zdradach, wyrachowaniu, niemałym cynizmie i wszelkiego rodzaju żonglerce... Ten, kto nie jest w stanie odczuwać obsesyjnej atrakcyjności i niemal fizycznej żądzy władzy, z trudem potrafi zostać skutecznym politykiem sukcesu. Taki był mój przypadek... ”.

Gadające głowy

Główni ekonomiści banków. Faceci, którzy potrafią jednego dnia tłumaczyć w programach informacyjnych, że wzrost euro był nieunikniony, by następnego przekonywać, iż spadek kursu tej waluty przewidziałoby nawet dziecko. Na ich widok na przemian ziewasz i hamujesz odruch wymiotny. Ci panowie w kosztownych garniturach do perfekcji opanowali jedną, za to bardzo ważną rzecz w warsztacie ekonomisty: strzelić dobry bon mot i zmieścić się w pięciu sekundach, by telewizje miały gotowy "soundbite".
Fenomenowi ekonomistów zatrudnianych przez polskie banki przygląda się miesięcznik Forbes.

Idąc do telewizji, trzeba mieć gotowy lapidarny komentarz. Inaczej można nie dostać drugiej szansy – nazajutrz zadzwonią do kogoś, kto lepiej wypada w mediach. Żeby być znanym, trzeba też być szybkim. Na przygotowanie komentarza bankowi ekonomiści mają zwykle bardzo mało czasu, bo tuż po ogłoszeniu danych o inflacji czy bezrobociu zaczynają dzwonić do nich dziennikarze. Wygrywają ci, którzy potrafią błyskotliwie spuentować każde wydarzenie, nieważne, czy to będzie bezrobocie w Rumunii, inflacja w strefie euro, czy katastrofa finansów publicznych w Grecji.

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Świecka tradycja

Przysłowie powiada, że jak nam ukradną furę, to muszą nam oddać samolot. Niestety, ta zasada nie dotyczy  dóbr kultury zrabowanych przez Szwedów podczas tzw. potopu. Smutny los polskich skarbów przechowywanych w szwedzkich kazamatach i muzeach ujawnia Adam Węgłowski z Tygodnika Powszechnego.

Nie da się ukryć, że Szwedzi poszli śladem innych europejskich krajów, chroniących swoje łupy. – Sprawy rewindykacji dotyczą tylko rabunków w okresie II wojny światowej i po niej. Nie rusza się wcześniejszych łupów wojennych w Europie. Co byłoby wtedy z Luwrem? Grecy też próbują odzyskać „marmury Elgina”, ale bez powodzenia – mówi prof. Andrzej Rottermund, dyrektor Zamku Królewskiego w Warszawie.

Euro Zero

Podwójna porcja wiedzy ekonomicznej: najpierw profesor Witold M. Orłowski przekaże złe wiadomości dotyczące przyszłości i wiarygodności finansowej strefy euro, a potem swoim czarnowidztwem dobije nas prof. Paul Krugman, modny amerykański ekonomista i laureat ekonomicznego Nobla za rok 2008.


Jak daleko sięga cierpliwość Niemiec? Gdyby nie udało się wypracować skutecznych mechanizmów dyscyplinujących finanse państw albo gdyby okazało się, że ratowanie słabszych musi odbyć się kosztem siły euro, dla Niemiec byłoby to prawdopodobnie za dużo. Zapewne najpierw zaproponowałyby dobrowolne wystąpienie ze strefy euro krajom, które nie przestrzegają zasad ostrożności i odpowiedzialności.


Tyle że rządzący w Atenach, Rzymie czy Madrycie musieliby najpierw zwariować, aby się na to zgodzić, bo w przypadku wyjścia ze strefy euro ich kraje w ciągu tygodnia musiałyby zapewne ogłosić bankructwo. A skoro oni się nie zgodzą – pozostawałoby jedno wyjście. Wystąpienie ze strefy euro Niemiec i powrót do własnej, twardej waluty, być może dzielonej z tymi krajami Unii, które w pełni podzielałyby niemiecki pogląd na temat finansowych fundamentów pieniądza.

piątek, 14 stycznia 2011

W obcej skórze

Jędrzej Wittchen, twórca skórzanego imperium, opowiada o swoich początkach w biznesie, wędrówkach z plecakiem do Azji i służbie w Ludowym Wojsku Polskim.

Koniec lat osiemdziesiątych. Dwa dni po wyjściu z armii — i już plecak, lotnisko, egzotyka Azji. Bo co było ze sobą począć? Trzy lata Wittchen tułał się po świecie. Praca przy okazji, to w jakimś biurze podróży, to w firmie handlowej i pomoc w nawiązywaniu kontaktów handlowych z Polską. O okrągłym stole, Balcerowiczu, zmianach w kraju dowiedział się z gazet. W samą porę, gdyż:

— Życie tułacza zaczęło mnie męczyć. Ile można? Poza tym urodziła mi się córka. Idealny moment, by się ustatkować! Przemiany gospodarcze w kraju potęgowały te myśli — wspomina Wittchen.

Wigilia 1989 roku. Poznań. Jędrzej Wittchen wraca z Azji do kraju. W portfelu 400 dolarów. W plecaku wytargowane gdzieś na bazarze w Malezji skórzane portfele i torby. Kilka na zapas. Ten zapas rozszedł się błyskawicznie — za gotówkę, z olbrzymią marżą.

czwartek, 13 stycznia 2011

To idzie starość

Jacek Żakowski namówił na gorzki rachunek sumienia Jerzego Skolimowskiego. Tylu zawodowych porażek i upadków nie zanotował chyba żaden polski reżyser. Ale też żaden nie wykonał na początku kariery efektownego skoku na główkę do pustego basenu. Warto przeczytać.

Którejś nocy wracałem do domu. Zima, śnieg. Samochód wpada w poślizg. Ledwie się utrzymuję na drodze. Na skraju przepaści. Spojrzałem i zrozumiałem, że jestem dwa kilometry od Szyman. Tą drogą musiały jeździć konwoje z lotniska do Starych Kiejkut. Jakiś samochód mógł spaść do tej przepaści. Jeden z więźniów mógł uciec. Facet w kajdankach i w pomarańczowym drelichu pierwszy raz widzi śnieg. I brnie przez ten śnieg. Wracam do domu. Idę spać. O piątej budzę się z absolutną pewnością, że mam cały film w głowie. Piszę od piątej do siódmej. Mam siedem stron. I to jest dokładnie ten film. „Essential Killing”, scena po scenie.

środa, 12 stycznia 2011

Państwo stanu wyjątkowego

Witold Szabłowski niedawno zbierał laury za reportaż z Turcji, a teraz nadaje z Birmy. Udało mu się nawet wywalczyć audiencję u Aung San Suu Kyi, liderki opozycji, którą wojskowa junta właśnie wypuściła na wolność po latach aresztu domowego.


Na lotnisku mafia taksówkarska. Do hotelu w centrum nie chcą jechać za mniej niż jedną trzecią pensji nauczyciela (10 dolarów). W hotelu króluje pleśń, w pościeli włosy poprzedniego gościa, a na ścianie - tabliczka z przekreślonym mikrofonem i napisem: "Nie bój się! U nas goście nie są podsłuchiwani".


- Takich miejsc należy się bać najbardziej - ostrzega Johannes, zaprzyjaźniony dziennikarz z Niemiec, który prosi, by nie podawać jego nazwiska. - Nie wpuszczą mnie, jak będę znowu jechał - tłumaczy. Pewnie ma rację.

poniedziałek, 10 stycznia 2011

Człowiek roku

Mark Zuckerberg, twórca serwisu internetowego Facebook. Tygodnik Time poświęca mnóstwo miejsca człowiekowi roku 2010 ale, naszym zdaniem, przesadza z ilością lukru na tym ogromnym torcie.

The reality is that Zuckerberg isn't alienated, and he isn't a loner. He's the opposite. He's spent his whole life in tight, supportive, intensely connected social environments: first in the bosom of the Zuckerberg family, then in the dorms at Harvard and now at Facebook, where his best friends are his staff, there are no offices and work is awesome. Zuckerberg loves being around people. He didn't build Facebook so he could have a social life like the rest of us. He built it because he wanted the rest of us to have his.

Latający talerz

"Polska Zbrojna" zabiera nas w podróż latającym radarem, samolotem E-3 AWACS. Bardzo fajna relacja, nie tylko dla miłośników lotnictwa. "Polska Zbrojna" daje radę!

Jeśli na pograniczu holendersko-niemieckim usłyszałeś lub zobaczyłeś nad głową AWACS-a, co wcale nie jest niezwykłe, możesz nie patrzeć na zegarek. Minęła ósma rano. Samoloty z natowskiej bazy nie wylatują wcześniej, by nie denerwować mieszkańców okolicy. Jeśli zaś mają misje treningowe na popołudniowej zmianie, powinny wrócić do bazy przed dwudziestą pierwszą. „Nie należą do najcichszych”, kapitan Wilko Ter Horst, zastępca szefowej biura prasowego Komponentu Sił Wczesnego Ostrzegania i Kontroli (NAEWF), nie lubi słowa „hałaśliwe”. „Silniki mają stare, ale poza tym są jednymi z najbardziej zaawansowanych technicznie samolotów, jakie powstały”.

niedziela, 9 stycznia 2011

Królestwo zabawek

Tygodnik "Przekrój" na tropie praw pracowniczych w Chinach. Bardzo niespodziewany reportaż (bo polski New Yorker ostatnio akcentuje przede wszystkim kulturę), ale zarazem bardzo ciekawy.

Tak działa ten system; chodzi o to, by pracownik sam chciał być jak najbardziej wykorzystywany. Domagał się nadgodzin, bo za pracę w normalnym wymiarze nie utrzyma rodziny (tym bardziej że firma potrąca około 200 juanów za wyżywienie, nocleg i wodę pitną). Rezygnuje też z ubezpieczenia medycznego, bo dzięki temu sto juanów trafia do jego kieszeni. I nie lubi, gdy aktywiści w rodzaju Zhanga zaczynają dbać o jego prawa – bo im więcej praw, tym mniej pieniędzy.

sobota, 8 stycznia 2011

Samochodowy zawrót głowy

Coś bardzo weekendowego: reporter Vanity Fair składa wizytę w prywatnym muzeum motoryzacyjnym należącym do projektanta mody, Ralpha Laurena. W hali, położonej w ekskluzywnym Westchester County w stanie Nowy Jork, słynny krawiec trzyma blisko sześćdziesiąt samochodów rzadkich jak zabawne pointy w spiczach Krzysztofa Ibisza. Czego tu nie ma? Od przepięknego Mercedesa SSK z 1930 (jedyny na świecie), przez wyścigowe Ferrari P 2/3 z 1965 roku, po diablo szybkie Lamborghini Murcielago Super Veloce z 2010. Cała kolekcja warta jest kilkadziesiąt milionów dolarów. Dodajmy jeszcze, że wszystkie samochody są w stanie perfekcyjnym, a Lauren regularnie wypuszcza się nimi na przejażdżki! Teraz wiemy, że handel idiotycznymi koszulkami z logiem konika ma głębszy sens.

PS. Po przeczytaniu reportażu, grzechem byłoby pominąć galerię zdjęć z garażu Laurena.

Lauren does not collect art—“You can’t drive a painting,” he said to me—and he makes much of his desire to treat his cars as more than just aesthetic objects. “I drive these cars—they don’t just sit here,” he said at least three times as we walked through two floors of classic Porsches, Ferraris, Morgans, Jaguars, Aston Martins, and Mercedes-Benzes. 

piątek, 7 stycznia 2011

Złota Kolekcja vol.2

Tym razem czas na naszego ulubieńca, Włodzimierza Kalickiego. Pan Włodzimierz pisuje niestety rzadko, dlatego z braku świeżych reportaży, wyciągamy z archiwum jego kapitalny wywiad z dr Tomaszem Niewodniczańskim, nieżyjącym już niestety polskim naukowcem i legendarnym kolekcjonerem zabytkowych druków oraz map.

- Kolekcjonerstwo to nie tylko żmudne zdobywanie pieniędzy, studiowanie katalogów, pochłanianie setek tomów literatury fachowej. To także gra, właściwie rodzaj hazardu, w której czasem chęć okpienia partnera, urażone ambicja i duma biorą górę nad chłodną kalkulacją.


Przed 25 laty odwiedziłem w Waszyngtonie antykwariat, który pułkownik amerykańskiej armii prowadził na terenie jednostki wojskowej. Zobaczyłem tam arcyrzadką maleńką mapę Polski Beauplana, kartografa francuskiego pracującego m.in. w służbie naszego króla Władysława IV. Pułkownik chciał za nią 28 dolarów. Wiedziałem, że warta jest co najmniej 1000 dolarów, ale z zimną krwią kupiłem za te 28.

Wschodnie obietnice

Pisaliśmy niedawno o Aliszerze Usmanowie, a polski Forbes przedstawia sylwetkę Jurija Milnera, szefa fundusz inwestycyjnego DST, którego współwłaścicielem został uzbecki miliarder. Milner, z wykształcenia fizyk, poczynał sobie dotąd nieźle – rozdaje karty w rosyjskim internecie, a za granicą zainwestował m.in. w serwis zakupowy Groupon i w Zyngę, producenta gier robiących furorę na Facebooku. Można się spodziewać, że DST, uzbrojony w miliardy Usmanowa, będzie jeszcze dzielniejszym graczem na rynku obiecujących serwisów internetowych. Początek pod nowym panem Jurij Milner miał niezły – kupił udziały w Facebooku.


Milner liczy na to, że systemy społecznościowe to nie kolejna moda w internecie, tylko pełnowartościowa rewolucja, która całkowicie i bezpowrotnie zmienia oblicze sieci i potrwa jeszcze co najmniej 10 lat. Jego stawka to wziąć z tej rewolucji maksimum. 
– Wierzę, że nadchodzi tsunami, które poderwie w górę wiele łódek, a jeśli siedzisz w dużej łodzi, może ją poderwać bardzo wysoko – mówi Milner.
 

czwartek, 6 stycznia 2011

Dyktatura mody

Vadim Makarenko portretuje Alonę Dolecką, byłą naczelną rosyjskiej edycji magazynu "Vogue", o której parę lat temu mówiono, że może zostać następczynią słynnej Anne Wintour. Artykuły takie jak ten zawsze sprawiają iż zaczynamy się zastanawiać, dlaczego Polska nie doczekała się własnej cesarzowej mediów i umysłów. Owszem, mamy Ninę Terentiew ale, przy całym szacunku dla zasług pani redaktor w produkcji telewizyjnego contentu cienkiego intelektualnie jak love stories w "Chwili dla Ciebie", to jednak nie ta liga rozgrywkowa.


Musi pan zrozumieć, że to nie jest zwykła kobieta. Nie można przykładać do niej zwykłej miary. Ona jest wyrazicielem wyższej woli i każdy dostaje od niej to, na co zasłużył. To postać mistyczna. 

Mężczyzna po przejściach

Profil Aliszera Usmanowa, udziałowca rosyjskiego funduszu inwestycyjnego DST, który kupił ostatnio, do spółki z amerykańskim bankiem inwestycyjnym Goldman Sachs, sporo udziałów w Facebooku. Usmanow, rosyjski oligarcha i jeden z najbogatszych ludzi świata, majątek zbudował na wydobyciu surowców. Jest postacią niejednoznaczną, w czasach ZSRR spędził parę lat za kratami, uchodzi za człowieka świetnie ustosunkowanego w kręgach dawnego KGB i pozostającego w przyjaźni z prezydentem Uzbekistanu Islamem Karimowem, jednym z najbardziej odrażających tyranów Azji. Trzy lata temu Usmanow próbował przejąć londyński klub piłkarski Arsenal i wówczas właśnie Guardian napisał o nim wspomniany tekst, który niestety przynosi więcej pytań niż odpowiedzi.

Usmanov is said to be close to Putin and he appears, in recent months, to have gone to extravagant lengths to remain so. Last month he paid around £35m for the art collection of the late cellist Mstislav Rostropovich before it was due to go under the hammer at Sotheby's in London. He then donated the entire collection to the Russian Presidential Administration. He also paid a reported £2.5m for the rights to classic Soviet-era cartoons. They were handed over to a children's television channel, one that had just been set up by Putin.

środa, 5 stycznia 2011

Wróg publiczny




Bardzo ciekawy profil ministra finansów Jacka Rostowskiego, od niedawna najbardziej znienawidzonej osoby w w Polsce. Kim jest facet, który rozmontował system emerytalny i bez żenady grzebie w naszych kieszeniach?

W rządzie Tuska kandydaturę Rostowskiego forsował b. premier Jan Krzysztof Bielecki, któremu Rostowski doradzał w Pekao SA. Gdy nowy minister pierwszego dnia po nominacji przyszedł do gmachu ministerstwa (szybko kupił mieszkanie naprzeciwko), podano mu kawę w filiżance ze złotym orłem w koronie. Rostowski się wzruszył. Jako syn osobistego sekretarza Tomasza Arciszewskiego, premiera rządu polskiego na uchodźstwie, został wychowany w patriotycznej tradycji.

- Jego dziadek był profesorem neurochirurgii we Lwowie. Ojciec, co rzadko się zdarza, Polakiem w brytyjskiej służbie dyplomatycznej - opowiadał "Gazecie" prof. Stanisław Gomułka. - Jacek Rostowski to taki produkt tradycyjnej, przedwojennej inteligencji, z silnym wpływem kultury brytyjskiej.

wtorek, 4 stycznia 2011

Bilans zamknięcia

Marek Kondrat grał już różne role - był frustratem srającym pod oknem sąsiadki ("Dzień świra"), albo niezweryfikowanym esbekiem, który pudłuje "z takiej odległości" ("Psy"). W tym wywiadzie tłumaczy się z decyzji, by nieodwołalnie porzucić aktorstwo i dochować wierności roli pana z reklamy pewnego banku. Brawa dla wywiadującego Grzegorza Sroczyńskiego za to, że nie wahał się zadać panu Markowi pytań, które ma w głowie chyba każdy (i każda) z nas.


Jeden z najlepszych polskich aktorów prowadzi konferansjerkę dla facetów z ING. Smutne.
- No jasne, bo w Polsce aktor to narodowe dobro. I już do końca życia ma w tym tkwić i deklamować "Kordiana". A ja nie chcę. Wybrałem inny sposób na życie. Nie jestem aktorem, proszę to zrozumieć.

A kim?
- Pracownikiem banku ING oraz współwłaścicielem sieci sklepów z winem. Prowadzę własny biznes...

Recepta na klęskę

Profesor Krzysztof Rybiński, zwany przez niechętnych mu ekonomicznym celebrytą a nawet Dodą polskiej ekonomii (zupełnie niezasłużenie) rozlicza się ze swoich przewidywań odnośnie roku minionego i wieszczy, co czeka nas w obecnym. Lektura zajmująca, choć chwilami przerażająca.

W kategorii wiarygodności polityki fiskalnej Jacek Rostowski będzie na przedostatnim miejscu europejskiej listy Financial Timesa, wyprzedzi tylko ministra finansów Hiszpanii. Rostowski, prezentując budżet na 2012 rok w Sejmie, będzie krzyczał z trybuny na posłów PiS, że to jest ich wina. W kręgach finansowych w Europie pojawi się nowy termin „Fiscal Policy ala Rostowski” czyli taka polityka, która na krótko generuje wzrost gospodarczy dzięki sztuczkom księgowym i zwiększeniu wydatków ale po kilku latach prowadzi do ruiny.

poniedziałek, 3 stycznia 2011

Polska, głupcze!

Profesor Zbigniew Brzeziński w wywiadzie dla Newsweeka opowiada o Polsce, Rosji, Ameryce i reszcie świata. Dużo ważnych stwierdzeń, jednego z najbardziej wpływowych amerykańskich politologów słucha się z przyjemnością. Warto jednak pamiętać, że pan profesor to tylko człowiek i nie jest wyrocznią delficką. Czternaście lat temu cały podrozdział w swej książce "Wielka szachownica" poświęcił na udowadnianie, że do 2020 Chiny nie staną się wielką potęgą gospodarczą i polityczną. Jest rok 2011, Chiny mają status mocarstwa w obu tych kategoriach. Mało tego - to jedyne w świecie mocarstwo, które nie chwieje się w posadach z powodu kryzysu gospodarczego i z wyrachowaniem wskazuje, komu pomoże wyjść z finansowego dołka i za jaką cenę! Takie rzeczy naprawdę nie śniły się filozofom, zwłaszcza amerykańskim.

Triumf woli

Garri Kasparow wspomina swe heroiczne boje z superkomputerami szachowymi w czasach, gdy człowiek mógł jeszcze mieć nadzieję na wygraną z maszyną. Nie mniej ciekawe są jego obserwacje dotyczące świata szachów po triumfie Deep Blue.

The number of legal chess positions is 1040, the number of different possible games, 10120. Authors have attempted various ways to convey this immensity, usually based on one of the few fields to regularly employ such exponents, astronomy. In his book Chess Metaphors, Diego Rasskin-Gutman points out that a player looking eight moves ahead is already presented with as many possible games as there are stars in the galaxy. Another staple, a variation of which is also used by Rasskin-Gutman, is to say there are more possible chess games than the number of atoms in the universe. All of these comparisons impress upon the casual observer why brute-force computer calculation can’t solve this ancient board game.

niedziela, 2 stycznia 2011

Polskie Pulitzery

Grand Pressy to nie jedyne w naszym kraju nagrody dla dziennikarzy. Przed końcem roku swój wybór ogłosiło Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich. Jest co poczytać, oto lista nagrodzonych:


Marcin Kącki z "Gazety Wyborczej", najgłośniejszy śledczy ostatnich lat (tekstu o molestowaniu w Samoobronie chyba nie musimy przypominać), za cykl reportaży (tutaj jeden z nich) o patologiach w środowisku lekarzy.

Małgorzata Kolińska-Dąbrowska (również z "Wyborczej") za cykl  reportaży o kulisach działania kancelarii odszkodowawczych żerujących na ofiarach wypadków.

Jerzy Jurecki z "Tygodnika Podhalańskiego" za reportaże z Haiti po trzęsieniu ziemi. W sieci znaleźliśmy jeden z nagrodzonych tekstów.

Jerzy Haszczyński, szef działu zagranicznego "Rzeczpospolitej" za teksty o Jemenie. Niestety, Rzeczpospolita, ma bardzo nieprzyjazną politykę odnośnie publikowania w sieci tekstów z gazety (opłata za dostęp), więc tekstów pana redaktora sobie nie przeczytacie.

Zbigniew Bartuś z krakowskiego "Dziennika Polskiego" za tekst śledczo-ekonomiczny zatytułowany "Dymek nad Polską". Dostęp do artykułu tylko za opłatą.

Magdalena Grzebałkowska za głośny reportaż o naciągaczach sms-owych.

Blanka Mikołajewska z "Polityki" za tekst o biznesach nastolatków.

Zbigniew Domaszewicz z "Przekroju" za tekst o tym jak pod koniec XX wieku powstawały (i upadały) pierwsze polskie biznesy internetowe.