Witold Szabłowski niedawno zbierał laury za reportaż z Turcji, a teraz nadaje z Birmy. Udało mu się nawet wywalczyć audiencję u Aung San Suu Kyi, liderki opozycji, którą wojskowa junta właśnie wypuściła na wolność po latach aresztu domowego.
Na lotnisku mafia taksówkarska. Do hotelu w centrum nie chcą jechać za mniej niż jedną trzecią pensji nauczyciela (10 dolarów). W hotelu króluje pleśń, w pościeli włosy poprzedniego gościa, a na ścianie - tabliczka z przekreślonym mikrofonem i napisem: "Nie bój się! U nas goście nie są podsłuchiwani".
- Takich miejsc należy się bać najbardziej - ostrzega Johannes, zaprzyjaźniony dziennikarz z Niemiec, który prosi, by nie podawać jego nazwiska. - Nie wpuszczą mnie, jak będę znowu jechał - tłumaczy. Pewnie ma rację.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Szabłowski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Szabłowski. Pokaż wszystkie posty
środa, 12 stycznia 2011
czwartek, 30 grudnia 2010
Duża Litera vol.2
Telewizja TVN, której "Fakty" uchodzą za najlepszy program informacyjny między Odrą a Bugiem, podała dzisiaj sensacyjną wiadomość: w Pekinie otwarto jednocześnie pięć nowych linii metra. Niesamowity news! Widzowie zastygli przed ekranami w pozycji pieska preriowego oczekując ekscytującego materiału o hipernowoczesnym "sabłeju" made in China. Bo Chiny, jak wiadomo, nas zarazem fascynują i przerażają. Bo kupując parę tanich tenisówek w Tesco, kręcimy głową na myśl o tym, że naród produkujący takie badziewie lata w kosmos, jeździ koleją w Himalaje i ma chęć, by rządzić światem .
Niestety, zamiast pekińskich tuneli zobaczyliśmy niezłomnego Macieja Mazura, który pospacerował wzdłuż placu budowy drugiej linii warszawskiego metra, by pokazać że u nas robota stoi. Mazur, człowiek o twarzy poczciwca, po wyrzuceniu Tomasza Sianeckiego, robi w Faktach za specjalistę od 'luzackich' newsów, bo ktoś z wydawców wmówił mu, że ma poczucie humoru. Niestety, o nowiutkim pekińskim metrze, które zapewne jest arcydziełem myśli technicznej, w materiale redaktora Mazura nie było NIC.
I właśnie dlatego naszą wirtualną nagrodą Dużej Litery chcielibyśmy uhonorować Witolda Szabłowskiego, autora poruszającego reportażu o ludziach, którzy próbują nielegalnie dostać się do Unii Europejskiej poprzez Turcję. Za to, że nie zrobił tego reportażu zza biurka, wzorem bystrzaków z "Faktów" TVN, tylko ruszył do Turcji (a język zna) by na miejscu przyjrzeć się brutalnemu biznesowi przemytu ludzi.
We wrześniu 2003 morze wyrzuciło na turecki brzeg ciała 24 imigrantów, najprawdopodobniej z Pakistanu. Turcy byli wstrząśnięci. To była największa tragedia na ich morzu od lat.
Tymczasem był to tylko zwiastun tego, co miało nadejść. Już trzy miesiące później 60 ludzi utonęło w drodze na Rodos. Byli wśród nich Irakijczycy, Afgańczycy i Jordańczycy. Była też kobieta z 10-letnią córeczką.
Po tej katastrofie turystyczne kurorty zatrudniły ludzi, którzy w granatowych spodniach szukają ciał, by nie znaleźli ich turyści.
Niestety, zamiast pekińskich tuneli zobaczyliśmy niezłomnego Macieja Mazura, który pospacerował wzdłuż placu budowy drugiej linii warszawskiego metra, by pokazać że u nas robota stoi. Mazur, człowiek o twarzy poczciwca, po wyrzuceniu Tomasza Sianeckiego, robi w Faktach za specjalistę od 'luzackich' newsów, bo ktoś z wydawców wmówił mu, że ma poczucie humoru. Niestety, o nowiutkim pekińskim metrze, które zapewne jest arcydziełem myśli technicznej, w materiale redaktora Mazura nie było NIC.
I właśnie dlatego naszą wirtualną nagrodą Dużej Litery chcielibyśmy uhonorować Witolda Szabłowskiego, autora poruszającego reportażu o ludziach, którzy próbują nielegalnie dostać się do Unii Europejskiej poprzez Turcję. Za to, że nie zrobił tego reportażu zza biurka, wzorem bystrzaków z "Faktów" TVN, tylko ruszył do Turcji (a język zna) by na miejscu przyjrzeć się brutalnemu biznesowi przemytu ludzi.
We wrześniu 2003 morze wyrzuciło na turecki brzeg ciała 24 imigrantów, najprawdopodobniej z Pakistanu. Turcy byli wstrząśnięci. To była największa tragedia na ich morzu od lat.
Tymczasem był to tylko zwiastun tego, co miało nadejść. Już trzy miesiące później 60 ludzi utonęło w drodze na Rodos. Byli wśród nich Irakijczycy, Afgańczycy i Jordańczycy. Była też kobieta z 10-letnią córeczką.
Po tej katastrofie turystyczne kurorty zatrudniły ludzi, którzy w granatowych spodniach szukają ciał, by nie znaleźli ich turyści.
Subskrybuj:
Posty (Atom)