niedziela, 13 lutego 2011

Przypadek

Czesław Mozil w "Przekroju" w dziecięcym zadziwieniu kontempluje galaktyczny sukces, który stał się jego udziałem w Polsce. Jak tu nie lubić tego człowieka?

Gdy miałem 10, może 11 lat, wybierałem dowolny numer z książki telefonicznej i kiedy ktoś podnosił słuchawkę, bez słowa zaczynałem mu grać swoje pioseneczki. Czasami natychmiast się rozłączali, ale bywało, że trafiałem na jakąś starszą panią, która słuchała przez 10 minut, a potem dziękowała. „Ale ładne” – mówiła. W końcu jakoś mnie namierzyli, rodzice zostali wezwani do szkoły i nauczycielki poskarżyły, że wydzwaniam do ludzi. Musiałem z tym skończyć.

piątek, 11 lutego 2011

Brudna forsa

Amerykański kwartalnik "Good", a w nim zajmujący profil Ericha Spangenberga. Na dźwięk jego nazwiska prezesi największych amerykańskich korporacji zwijają się w pozycji embrionalnej i szlochają jak przedszkolaki skonfrontowane z kubkiem gorącego mleka z "kożuchem". Dlaczego? Erich to tzw. Patent Troll, przedsiębiorca, który żyje z kupowania patentów a następnie pozywania firm, które rzekomo naruszają jego prawa. Jest to robota niewdzięczna, niedoceniana przez społeczeństwo, ale grunt że da się na tym nieźle zarobić.

Most companies, when they're sued by patent trolls, will settle out of court for undisclosed amounts. Others will fight back, as Hyundai recently did against a suit by Spangenberg, but the law is not often on their side. Hyundai lost to the tune of $34 million, which should give you an idea of the amount Spangenberg rakes in every year from lawsuit settlements.

czwartek, 10 lutego 2011

Kino Polska

Jeśli dzisiaj czwartek, to czytamy felieton Krzysztofa Vargi. Palce lizać, jak zwykle zresztą.

Czułem, wiedziałem to, wszystkie znaki na plakatach i w trailerach mówiły, że "Och, Karol 2" będzie doznaniem przykrym, za którego obejrzenie jeszcze trzeba zapłacić, ale poszedłem, z pełną świadomością, co mnie czeka. Poszedłem i w pewnym sensie nie zawiodłem się, mogę nawet powiedzieć, że moje oczekiwania zostały spełnione w całości, ten film jest doskonałą tępą kolorową pustką, mimo wszystko wolałbym, żeby to była pustka czarna jak listopadowa noc, tymczasem jest to pustka jak w kalejdoskopie, w krzykliwych kolorach głupotę i brednię widać jeszcze wyraźniej.

środa, 9 lutego 2011

Mowa tronowa

Zachwytom nad filmem „Jak zostać królem” nie ma końca. I słusznie, bo to świetne kino, z pozoru łatwe w konsumpcji i rozrywkowe, ale jednak oferujące rozrywkę na poziomie, który dla twórców filmów w rodzaju tego czy tego (co robi w obu produkcjach Jan Frycz? No tak, zarabia) nigdy nie będzie dostępny.

Idąc tropem filmu, Adam Szostkiewicz w „Polityce” przypomina w jak trudnym okresie brytyjski tron obejmował Jerzy VI, jąkający się król, który przed mikrofonem pocił się jak student na egzaminie poprawkowym.

Jerzy jest zaprzeczeniem führera w roli wielkiego komunikatora. Ale odkrywa, dzięki logopedzie, własny sposób. Do tego trzeba przełamać bariery klasowe – jakże brytyjski temat. Logopeda, a w istocie psychoterapeuta, jest dla Jerzego początkowo nikim. Nie dość, że niskiego pochodzenia, to jeszcze obywatel Australii, kraju, do którego kiedyś Anglia zsyłała buntowników i przestępców. Nic to, że zna na pamięć Szekspira i miłością do niego zaraża syna. Ważne, że nie jest i nigdy nie będzie społecznie równy monarsze i elicie.

wtorek, 8 lutego 2011

Żywe trupy

Grzegorz Lindenberg, człowiek który dwie dekady temu współtworzył nowoczesną polską prasę, teraz z zimnym sercem wykuwa jej nagrobek. Jego diagnozy, opublikowane przez "Newsweek" są brutalne, spieszmy się czytać dzienniki i tygodniki, bo ich kres jest bliski! Jeśli wierzyć Lindenbergowi, za trzy lata polski rynek mediów czeka hekatomba, a rolę tygodników opinii z konieczności przejmą takie publikacje jak "Życie na gorąco" czy "Chwila dla ciebie".


Na perspektywę upadku prasy drukowanej entuzjaści internetowi mówią: nic nie szkodzi, bo gazety uwolnione od kosztów papieru i finansowane z reklam czytelnicy będą mogli czytać za darmo w internecie. Jest to niestety kompletna bzdura, a mówiąc bardziej elegancko – pobożne życzenia. „Gazeta Wyborcza” czy „Newsweek” w internecie, bez zaplecza w postaci wydania papierowego, nie mają szans istnienia. Wystarczy policzyć.