Zachwytom nad filmem „Jak zostać królem” nie ma końca. I słusznie, bo to świetne kino, z pozoru łatwe w konsumpcji i rozrywkowe, ale jednak oferujące rozrywkę na poziomie, który dla twórców filmów w rodzaju tego czy tego (co robi w obu produkcjach Jan Frycz? No tak, zarabia) nigdy nie będzie dostępny.
Idąc tropem filmu, Adam Szostkiewicz w „Polityce” przypomina w jak trudnym okresie brytyjski tron obejmował Jerzy VI, jąkający się król, który przed mikrofonem pocił się jak student na egzaminie poprawkowym.
Jerzy jest zaprzeczeniem führera w roli wielkiego komunikatora. Ale odkrywa, dzięki logopedzie, własny sposób. Do tego trzeba przełamać bariery klasowe – jakże brytyjski temat. Logopeda, a w istocie psychoterapeuta, jest dla Jerzego początkowo nikim. Nie dość, że niskiego pochodzenia, to jeszcze obywatel Australii, kraju, do którego kiedyś Anglia zsyłała buntowników i przestępców. Nic to, że zna na pamięć Szekspira i miłością do niego zaraża syna. Ważne, że nie jest i nigdy nie będzie społecznie równy monarsze i elicie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz