Koniec lat osiemdziesiątych. Dwa dni po wyjściu z armii — i już plecak, lotnisko, egzotyka Azji. Bo co było ze sobą począć? Trzy lata Wittchen tułał się po świecie. Praca przy okazji, to w jakimś biurze podróży, to w firmie handlowej i pomoc w nawiązywaniu kontaktów handlowych z Polską. O okrągłym stole, Balcerowiczu, zmianach w kraju dowiedział się z gazet. W samą porę, gdyż:
— Życie tułacza zaczęło mnie męczyć. Ile można? Poza tym urodziła mi się córka. Idealny moment, by się ustatkować! Przemiany gospodarcze w kraju potęgowały te myśli — wspomina Wittchen.
Wigilia 1989 roku. Poznań. Jędrzej Wittchen wraca z Azji do kraju. W portfelu 400 dolarów. W plecaku wytargowane gdzieś na bazarze w Malezji skórzane portfele i torby. Kilka na zapas. Ten zapas rozszedł się błyskawicznie — za gotówkę, z olbrzymią marżą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz